Z innej perspektywy

Ocalić od zapomnienia

Drodzy Wykonawcy – jak często zdarzyło się Wam grać utwór kompozytora, który rozpoznawalny jest jedynie w środowisku związanym z Waszym instrumentem? A Wy, Szanowni Słuchacze, jak wiele razy usłyszeliście na koncercie znakomite dzieło, którego autor był dla Was zupełnie nieznany? W świecie muzyki poważnej dość powszechnym zjawiskiem jest to, że każdy instrument solowy posiada swój charakterystyczny kanon grywanych utworów. W skład takiego repertuaru, nazywanego nierzadko “Biblią” danego instrumentu, wchodzą dzieła uznanych przez historię twórców – Mozarta, Beethovena, Brahmsa, Debussiego… Obok takich nazwisk równie często pojawiają się inne, których sława ogranicza się do muzyki na jeden instrument, lub nawet do pojedynczej kompozycji, niekiedy genialnej! Zadajemy sobie wówczas pytanie, co takiego się stało, że o danym twórcy wielu nie miało nawet okazji usłyszeć? Podejmując próbę odpowiedzi, snujemy domysły o przedwczesnej śmierci kompozytora, pracy twórczej w cieniu innego, bardziej uznanego artysty, czy też dobrowolnym ograniczeniu dorobku artystycznego do utworów na jeden instrument. Natychmiast jednak przychodzą na myśl nazwiska Franza Schuberta, zmarłego w wieku zaledwie 31 lat, Antonio Salieriego i jego przyćmioną przez kompozycje Mozarta działalność, czy też Fryderyka Chopina, którego dorobek twórczy to przeważnie muzyka fortepianowa. W tym samym czasie zapominamy o kompozytorach, którzy przez całe, długie życie tworzyli fenomenalne dzieła na rozmaite instrumenty solowe i składy kameralne. W czym więc tkwi prawdziwa przyczyna naszej skłonności do przegapiania tych interesujących dorobków artystycznych i co możemy zrobić, by ocalić je od zapomnienia?

Sonatinę na flet i fortepian Pierre’a Sancana każdy flecista usłyszał przynajmniej raz. Figurowała w repertuarach rozmaitych konkursów, a jej nagrania możemy dziś posłuchać w interpretacji wielu wirtuozów fletu, jak chociażby Emmanuel Pahud czy Denis Bouriakov. Już od pierwszych taktów utwór tworzy niepowtarzalny klimat, ukazuje liczne zmiany kolorów, trzyma słuchacza w ciągłym napięciu, a jednocześnie stawia przed wykonawcami wyzwania techniczne. Trudno się dziwić, że Sonatina jest tak chętnie grywana. Dziwi jednak co innego – inne, równie ciekawe dzieła Pierre’a Sancana pozostają zupełnie nieznane. Przykładów nie brakuje: emanująca śmiałością Symfonia na orkiestrę smyczkową, Koncert Fortepianowy z czarodziejskim brzmieniem drugiej części czy energetyczna Toccata na fortepian solo. Wszystkie te kompozycje mogłyby nie ujrzeć światła dziennego, gdyby nie płyta Pierre Sancan. A musical tribute, gdzie w twórczość Sancana wprowadza nas Orkiestra Symfoniczna BBC pod batutą Yana Pascala Torteliera, natomiast przy fortepianie zasiada Jean-Efflam Bavouzet.

Problem puszczonych w niepamięć twórców dotyczy nie tylko ubiegłego stulecia, ale i muzyki dawnej, coraz częściej pojawiającej się w programach koncertowych. Podobnie, jak w przyrodzie niespodziewanie odkrywa się nowe gatunki roślin, tak historycy i badacze muzyki dawnej natrafiają na partytury nieznanych dotąd twórców. Ukrywały się one jednak nie tylko na zakurzonych półkach klasztornych bibliotek czy antykwariatów, ale przede wszystkim pod stertą repertuaru wykonywanego od lat – Czterema Porami Roku Vivaldiego czy suitami Bacha. Idealnym przykładem byłby chociażby dorobek twórczy Heinricha von Bibera – nowatora z prawdziwego zdarzenia, który, choć tworzył w XVII wieku, nie bał się już wtedy stosować efektów perkusyjnych na instrumentach smyczkowych, naciągać struny skrzypiec na kształt krzyża czy pisać w kilku tonacjach jednocześnie. Był też miłośnikiem scordatury, a więc przestrajania strun instrumentów. Awangardowe jak na tamten czas techniki można usłyszeć m.in. w jego Battalii, w której za pomocą muzyki twórca ilustruje przebieg bitwy. Pomimo ogromnego talentu i niekończącej się kreatywności, Heinrich von Biber wciąż pozostaje mało rozpoznawalnym twórcą. Sytuacja muzyki Bibera jednak powoli się poprawia, dzięki znakomitym zespołom, wykonującym na co dzień muzykę renesansu i baroku.

Wśród nieobecnych pozostaje także sporo kompozytorów polskiego pochodzenia. Przykładem niedocenianego polskiego dorobku jest twórczość Szymona Laksa, w którego przypadku interesujące są nie tylko owoce działalności artystycznej, ale i sama biografia. W czasie II Wojny Światowej kompozytor trafił do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, gdzie został dyrygentem orkiestry obozowej. Po dramacie wojny Laks kontynuował swoją twórczość, a dzięki temu możemy usłyszeć różnice pomiędzy jego muzyką sprzed 1939 roku a utworami napisanymi po zakończeniu wojny. Mimo, że kompozytor przez długi czas pozostawał postacią zapomnianą, coraz częściej propaguje się kompozycje z obu rozdziałów jego artystycznej ścieżki. 

Choć coraz więcej nazwisk kompozytorów zaczyna funkcjonować w naszej świadomości, mnóstwo niezwykłych dzieł nadal oczekuje na ujrzenie światła dziennego. Jedynym sposobem na zmianę obecnej sytuacji jest poszukiwanie inspiracji w niepopularnych dorobkach twórczych, prezentowanie nieusłyszanych wcześniej utworów na estradach i dzielenie się ich interpretacjami z publicznością. Warto też zadbać, by słuchacze mogli nie tylko takie dzieło usłyszeć, ale i dowiedzieć się więcej o życiu twórcy. Poprzez tę drogę, drogę odkrywania i otwartości na nieznane, wielką część kultury ocalimy od zapomnienia.