Jedna z pierwszych kobiet pianistek w historii kultury europejskiej. Niezwykła kobieta, która – co jest niespotykane w naszej polskiej muzyce przed Chopinem – wyczuła walory
W ubiegłych stuleciach kobiety kompozytorki musiały zmagać się z nierównym traktowaniem i stereotypowymi ocenami. Skrępowana “słaba” płeć tłumiła w sobie pokłady talentu, a wiele kobiecych arcydzieł zaginęło w fali krytyki, oskarżającej o marne naśladownictwo prawdziwej, męskiej sztuki. Dziś przed nami historia Cecile Chaminade – kobiety niezwykłej.
Muzyka była dla niej więcej niż pasją. W dźwiękach odnajdywała prawdziwe piękno, dobroć, towarzyszyły jej od najmłodszych lat. Skrzypce były wyborem niemal oczywistym – jej ojciec przez pięćdziesiąt lat był koncertmistrzem Filharmonii Wiedeńskiej. Razem z nimi odbywała liczne trasy koncertowe, była wspaniałą, niezwykle uzdolnioną solistką, odkrywającą przez całą Europą uroki tego romantycznego i tajemniczego instrumentu.
Gdyby się zastanowić, w historii muzyki klasycznej zapisali się głównie mężczyźni. Przedstawicielki płci żeńskiej, zwłaszcza działające na polu kompozytorskim, stanowią zdecydowaną mniejszość. Fakt ten wynika z wielu uwarunkowań historycznych, którymi nie będziemy się jednak zajmować. Rozważając to zjawisko z muzycznej perspektywy, nasuwa się pytanie: Czy mogą istnieć jakieś zauważalne, uniwersalne różnice między utworem napisanym ręką kobiety, a mężczyzny?
Louise Farrenc (z domu Dumont) przyszła na świat w 1804 roku, w paryskiej rodzinie o artystycznych uzdolnieniach. We wczesnym wieku rozpoczęła naukę gry na fortepianie, jednak z biegiem czasu wzrastało w niej zainteresowanie kompozycją.