Jazz, Polska

Po omacku w stronę jazzu

Jak radzili sobie pionierzy polskiego jazzu, gdy jazz był gatunkiem zakazanym, brakowało instrumentów, a jedynym źródłem inspiracji były audycje radiowe o niestabilnym sygnale? Jak wyglądały pierwsze kroki stawiane przez Krzysztofa Komedę i jego zespół?

Po wojnie Krzysztof uczył się w państwowej szkole muzycznej. Wstawał rano i słuchał radia, w szkole ćwiczył utwory Chopina, Bacha i Beethovena. Po powrocie do domu znów włączał radio starając się złapać zagraniczne stacje. Próbował grać utwór ze słuchu na fortepianie. 

Pod koniec lat czterdziestych spotkał Witolda Kujawskiego – kontrabasistę z Krakowa, entuzjastę jazzu. W jego słynnym mieszkaniu przy ulicy Stradom już w roku 1945 młodzi krakowscy muzycy spotykali się na pierwszych wspólnych próbach. Odbywało się to potajemnie, bo aż do 1956 roku władze komunistyczne zakazywały publicznego grania jazzu, jako muzyki niezgodnej z panującymi zasadami socrealizmu w kulturze. Kujawski wprowadził Krzysztofa w krakowskie środowisko muzyczne. “Gdyby nie ja, być może Krzysztof Trzciński grałby muzykę klasyczną. Pokazałem mu pierwsze kroki w jazzie” wspominał.

Krzysztof studiował na Akademii Medycznej w Poznaniu, z której niemal został wyrzucony, gdy dowiedziano się o jego muzycznych zainteresowaniach. Po zakończeniu studiów pracował w klinice laryngologicznej. Tam po raz pierwszy użył pseudonimu „Komeda” chcąc ukryć swoją fascynację jazzem przed przełożonymi i współpracownikami. Nawiązał współpracę z Poznańską Orkiestrą Rozrywkową Jerzego Grzywińskiego, jednak po latach zwierzał się dziennikarzowi: “Grzewiński zrobił zespół dixielandowy, ale mnie interesowała muzyka nowoczesna”. Komeda chciał mieć własną grupę i grać bebop, west coast i cool jazz. Zaczął szukać muzyków, którzy myślą podobnie.

Zaczęło się kompletowanie członków zespołu. Były problemy ze znalezieniem instrumentów. Największe trudności miał Jerzy Milian, który zgodnie z sugestią Komedy uczył się gry na wibrafonie. Kupno instrumentu było niemożliwe. Nie produkowano wibrafonów w Polsce, a z zagranicy nie sprowadzano. Milian poprosił muzyka Objazdowej Orkiestry Symfonicznej o wypożyczenie instrumentu. Ten zgodził się pod jednym warunkiem – zespół miał zdobyć materiały i naprawić dach kurnika, w którym właściciel wibrafonu hodował kury.

Zespół dostał nazwę “Sekstet Komedy” i rozpoczęły się próby. Jan Ptaszyn Wróblewski grający na saksofonie wspominał: “Krzysztof przygotowywał dla nas utwory. W obiegu powszechnym było około pięćdziesięciu standardów jazzowych, które każdy w jakiś sposób znał. Krzysztof dorabiał do nich swoją koncepcję, żeby miały jego indywidualny posmak.” Głównym źródłem utworów było radio. “Siedzieliśmy całymi nocami. Nie było przecież magnetofonów i płyt. Najczęściej siedzieliśmy z Krzysztofem przy radiu i mieliśmy ustaloną metodę pracy: ty spisujesz pierwszy i drugi, a ja trzeci i czwarty takt i tak dalej. Wszystko robiliśmy po omacku”.

Krzysztof z Jerzym Milianem pracowali nad utworem eksperymentalnym – Inwencją B-dur Jana Sebastiana Bacha w formie bluesa. Utwór otrzymał nazwę “Memory of Bach”. Wykonali go na Pierwszym Festiwalu Muzyki Jazzowej w Sopocie. Podczas występu śruby wibrafonu puszczały i instrument stopniowo osiadał. Pod koniec Jerzy Milian grał w przysiadzie. Jednak publiczność zareagowała na utwór bardzo entuzjastycznie. Sekstet Komedy otoczył tłum ludzi ściskający dłonie i rzucający się na szyje. Andrzej Munk z Polskiej Kroniki Filmowej złożył muzykom propozycję: “Chciałbym jeszcze dziś w nocy nagrać wasz Memory of bach”.

Tak rozpoczęła się kariera Krzysztofa Komedy – twórcy standardów jazzowych i muzyki filmowej znanej na całym świecie. Jego historia pokazuje, że człowiek z pasją i wizją znajdzie dla siebie miejsce w świecie muzyki pomimo wszelkich niedogodności. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *